Imagin z Liamem
Odkąd tylko sięgam pamięcią zawsze miałam masę problemów. W dzieciństwie dręczyła mnie głownie sytuacja rodzinna. Moi rodzice prawie cały czas byli pod wpływem alkoholu. Po prostu alkoholicy, jak większość osób z mojej nędznej dzielnicy. Jednak to nie było aż tak wielkim powodem zmartwień gdy byłam młodsza. Najzwyczajniej w świecie olewałam to i bawiłam na ulicy wraz z innymi dzieciakami. Jednak po pięknych latach dzieciństwa nadeszła chwila w której musiałam udać się do szkoły.
1 klasa - nie było tak źle, większość czasu była zabawą a nauka była tylko drobną cząsteczką całego jej przebiegu.
2 klasa - coraz więcej elementów edukacji, na szczęście to wszystko nie było tak bardzo trudne.
3 klasa - i już zaczynało się trochę ciężej. Testy na przejście do klasy czwartej. Mini egzamin dojrzałości nie wiele niż dwa lata temu starszych dzieci.
no i 4 klasa, tu już zaczęły się schody do przemierzenia. Większy rygor, brak zabawy, zdecydowanie więcej nauki. '' Koledzy'' z wyższych klas, którym każdy chciał się jak najbardziej przypodobać a udawało się to tylko na prawdę nie licznym,
Mimo wszystko podstawówka nie minęła tak źle, zwłaszcza, że nauczyciele byli dość wyrozumiali dla każdego. Nie byli aż tak bardzo surowi więc wszystko nie minęło aż tak tragicznie jak się tego spodziewałam. Jednak gdy nadszedł czas gimnazjum wszystko zaczęło się diametralnie zmieniać.
Nauka na dość wysokim poziomie porównując to z szkołą podstawową. Inni ludzie. Inne postrzeganie świata. Inne było tam zupełnie wszystko.
Większość nastolatków popadało w używki.
Papierosy.
Alkohol.
Narkotyki.
Na początku to wszystko wydawało mi się dość głupie. Po co komu palić fajki, pić piwa czy brać dragi? Natomiast po roku bycia w gimnazjum stwierdziłam, że to jednak nie takie głupie jak mi się kiedyś wydawało. Zaczęłam najpierw od papierosów. Nie pomogły w ''odstresowaniu'' się. Następny był alkohol. On też nie pomógł. Kolejnym razem zasmakowałam palenia '' trawki''. To pomagało, ale tylko na chwilę. Kolejne co spróbowałam to autoagresja czyli tak zwane cięcie się, okaleczanie. Tak to było zdecydowanie to co mi pomagało wyładować się, zapomnieć o bólu psychicznym, o problemach, braku wsparcia. To wszystko dość często dawało o sobie znak. Jednak gdy brałam do ręki moje ''narzędzie'' i przejeżdżałam nim kilkakrotnie na początku po moich nadgarstkach a nastepnie po kolejnych częściach ciała robiąc przy tym krwawe ślady zapominałam o wszystkim. Nie liczył się wtedy świat. Wszystko było już dobrze. Z czasem stało się to moją codziennością. Powodem było dosłownie wszystko. Pijani rodzice do których zdążyłam się już przyzwyczaić, kłótnie w domu, nie powodzenie w szkole czy nawet najmniejsza sprzeczka z osobami z klasy. Niestety nawet tam nie miałam nigdy przyjaciół, zawsze wszyscy postrzegali mnie jako odludka. Nikt nie chciał ze mną przebywać, rozmawiać czy nawet wracać autobusem do domu. Moją jedyną przyjaciółką była ONA.
Któregoś dnia leżąc na moim łóżku rozmyślałam o wszystkim. Nagle na myśl nasunął mi się temat samobójstwa. Po długich rozmyślaniach właśnie o tym doszłam do wniosku, że to jest właśnie mój cel życiowy. Moim spełnieniem w życiu jest zabić się. Po co życie takiej osobie jak ja? Nie kochanej, dawno opuszczonej przez wszystkich. Nikomu nigdy na mnie nie zależało. Nikt mnie nigdy nie potrzebował. NIKT. Postanowiłam, że tak, zrobię to. Już niedługo.
* trzy dni póżniej*
Dziś jest mój dzień. Dzisiaj zrobię to o czym myślałam pare dni temu. Przygotowałam się aby wszystko poszło zgodnie z planem.
Z samego rana wyszłam z domu w kierunku parku. Postanowiłam, że zrobię to właśnie tam. Nie chciałam żeby jaki kolwiek ślad został po mnie w tym domu.
Gdy już byłam na miejscu usiadłam pod drzewem. Ostatni raz przypomniałam sobie dokładnie całe moje życie. Nie były to miłe wspomnienia. Głównie przeważały te złe. Starałam się nie myśleć już długo o tym co zaraz się skończy już na zawsze.
W końcu wzięłam moją '' przyjaciółkę'' odnalazłam żyłę i przejechałam po niej jak najmocniej tylko umiałam. Ujrzałam lejącą się krew i poczułam ogromny ból w nadgarstku i nagle odpłynęłam...
* * * * * *
Obudziłam się otoczona z czterech stron białymi ścianami. To tak to wygląda?- pomyślałam. Nie spodziewałam się takiego widoku.
Otworzyłam trochę szerzej oczy i ujrzałam kobietę. Idealnie zlewała się z tłem gdyż była ubrana cała na biało.
- Obudziła się - zaczęła krzyczeć kobieta w jasnym stroju.
Po jej krzykach szybko podbiegł ktoś do łóżka był to mężczyzna również cały ubrany na biało.
- Gdzie ja jestem - zapytałam łamiącym się głosem.
- Jesteś w szpitalu - oznajmił mężczyzna.
Co? W szpitalu? Jak ja się tu znalazłam? Przecież wszystko miałam zaplanowane idealnie. Na pewno to nie była wina zbyt lekkiego podcięcia. Coś innego musiało się stać.
- Mogę wejść do niej? - usłyszałam głos innego mężczyzny którego niestety nie mogłam nigdzie dostrzec.
- Proszę, niech pan wejdzie tylko nie za długo - oznajmił mu mężczyzna.
Usłyszałam kroki i już po chwili chłopak znajdował się przy moim łóżku.
- Jak się czujesz - zapytał.
- Co Ci do tego - odparłam oschle.
- Dobrze, że cię znalazłem tam w parku i lekarzom udało się wyratować cię bo mogło by być na prawdę ciężko - powiedział.
A więc to on mi przeszkodził w zrealizowaniu mojego celu.
- Po co to zrobiłeś - zapytałam się go nagle.
- Po prostu przechodziłam i zauważyłem, że coś ci się stało więc zawiadomiłem karetkę - odparł.
- Tylko mi przeszkodziłeś - wykrzyczałam.
* 3 miesiące później *
Dzisiaj właśnie wychodzę z zakładu psychiatrycznego. Spędziłam tam całe 3 miesiąc. Podczas pobytu tam całkowicie zmieniłam nastawienie do mojego życia. Nauczyłam się, że nie ma co się przejmować przeszłością i gromadzić w sobie smutki. Czas pomyśleć o przyszłości. Dziś zamierzam skończyć szkołę, znaleźć dobrą pracę a w przyszłości mieć wspaniałą rodzinę. Cieszę się, że Liam bo właśnie tak nazywa się mój wybawca tamtego dnia był w tym parku i mnie uratował. Głównie dzięki niemu zmieniłam nastawienie do życia, dzięki niemu radzę sobię z tym wszystkim i to on mi codziennie pomaga. Jest ze mną cały czas od zdarzenia w parku. I obiecał, że będzie już do końca.
Klaudia ♥.